Jest takie miejsce na świecie gdzie serwują najbardziej pychowatą kawę ever. Właściwie tych miejsc jest dużo, ale można je określić jednym słowem — Starbucks. To moja kawowa mekka i kiedy widzę ten zielony znaczek moje kubeczki smakowe aż bulgoczą z pragnienia doświadczenia choć odrobiny tego boskiego trunku. Smak kawy zależy oczywiście od tego jak przyrządzi go barista — w 90 % przypadkach w pełni wykorzystuje swój potencjał.
Jaki jest smak kawy? Przeróżny, zależy na co ma się ochotę — gorące Pumpkin Spice Latte o jesiennym poranku, zimną Orange Mocca Frappucio w słoneczne południe, Carmel Mocciato, kiedy masz kiepski dzień i Iced Coffee jeśli masz tylko 2 dolce w kieszeni. Zawsze coś co pozytywnie mnie nastraja(ło).
Co jest jeszcze niezwykłego w Starbucksie? Klimat. Chilloutowa muzyczka, szum rozmów ludzi siedzących przy stolikach, zapach pobudzających wszystkie kawoczujne zmysły, atmosfera wyjątkowości, spokoju, relaksu. No i niedawny pomysł, czyli przybranie każdego kubka w inspirującą myśl. Piję kawę, zerkam na kubek, czytam myśl, uśmiecham się, zamyślam i świat jest ciekawszy.

Edit: Post ten powstał w 2007 roku, kiedy w Polsce jeszcze nie było Starbacksów, Coffee Heaven, czy innych przyzwoitych kawodajni. Przez lata wczesnej młodości przyzwyczajona byłam pić rozpuszczalną Nescafe 3w1, więc zachwyt Starbucksem w USA był równy odkryciu otwartego morza przez dziecko, które zwykło taplać się w małej wanience.