Na słuchawkach opowieści Magdaleny Szpilki. O powrocie do siebie, o matczynej ranie, o tuleniu małej w sobie. Przypomniała mi, ach jak mocno przypomniała mi, jaką przeszłam drogę. To było przecież kilkanaście lat podczas których prawda o tym jak cierpiałam w domu rodzinnym wychodziła na powierzchnię. Choć chciałam już to zamknąć i zapomnieć, to jakaś siła, silniejsza niż moje chęci, zawróciła mnie. Spojrzałam na siebie. Spojrzałam na tą drogę. I zalała mnie fala współczucia dla samej siebie.

Chciałam nazwać tą historię nieistotnym przeszłym czasem. A to był właśnie zajebiście ważny czas. Wracałam do siebie mimo, że prawie nikt nie wierzył w to co robię. Wracałam do siebie, mając za kompas jedynie poczucie zdrowienia. Wracałam do siebie żywej i prawdziwej.

Bałtyk szumi, a ja płaczę ze wzruszenia, że odważyłam się odłożyć cały świat na bok i wrócić. Ta mała we mnie przybiega i wtula się mocno, bo w końcu przestaję wątpić w jej opowieść. Przestaję udawać, że nic się nie stało. Przestaję kłamać, by innym było ze mną dobrze. Nie będzie dobrze. To małej ma być ze mną dobrze.

Jadę dalej rowerem. W sakwie mam książkę o wewnętrznej mamie Bethany Webster. Niektórzy myślą, że sobie jeżdżę na wyprawy od tak. A każda moja wyprawa to głębokie spotykanie się ze sobą i tą małą we mnie. Każda wyprawa mnie przemienia. Każda jest wyzwaniem. Podczas każdej, uczę się trochę bardziej dbać o siebie. A czasem po prostu muszę godzinami tulić tą małą, bo taki jest czas.

Bałtyk jest szmaragdowy. To od tej intensywnej majowej zieleni wkoło. Wpatruję się w niego i koi mnie jego szum. Ciszej, bliżej, bardziej. Nie obchodzi mnie cały rozpędzony świat. Obchodzi mnie bycie. Tylko bycie.