Bałtyk znam od dziecka. To tam jeździliśmy z rodzicami na wakacje. Pamiętam zapach lasów sosnowych, przyjemne zapadanie się stóp w piasku na plaży i odgłosy morza. Kiedy miałam 27 lat pojechałam nad Bałtyk sama z rowerem i namiotem. Spakowałam się w 60 litrowy plecak, bo nic nie wiedziałam jeszcze wtedy o bikepackingu czy biketouringu. Chciałam być sama i chciałam być nad morzem.

Spędziłam tam 6 dni. Przejechałam 225 km — na oko, bo nie mam licznika. Były momenty, że się bałam. I takie, że chciałam nad tym morzem zostać na zawsze. Odkrywałam siebie. I natura odkrywała się przede mną.

Rok później pojechałam znowu. Z tym samym rowerem i plecakiem. Byłam blisko granicy z Niemcami, więc większość czasu spędzałam, szwendając się na mojej przełajówce po niemieckich miasteczkach i plażach. Zaglądałam w siebie. Nie da się być na tych solo wyprawach i nie zaglądać. I nie wiem, co wymaga większej odwagi, solo wyprawy, czy zaglądanie w siebie.

W kolejne lata przyjeżdżałam nadal nad Bałtyk. Z odmalowanym i podreperowanym rowerem i nowym, mniejszym plecakiem. Wypuszczałam się coraz dalej i dalej po niemieckim wybrzeżu. Z roku na rok byłam bardziej odważna i łatwiej mi było być samej w nowych miejscach. Te wyjazdy nie były dla mnie tylko rowerowymi wyprawami, one zawsze były wewnętrznymi, mocnymi przemianami.

~
Leżę w namiocie i słyszę szum fal za wydmami. Jest po 9 wieczorem, ale wszędzie już ciemno, wiec idę zaraz spać.
Mam dziurę w stopie i wchodzi w nią piach. Babra się i boli bardzo. Ręka dalej mnie boli i już zupełnie nie wiem, kiedy przestanie. No i pani dzisiaj w sklepie mnie skarciła, że nie mam odpowiedniej maseczki. Moja handmade jest niewłaściwa. Mam przychodzić w odpowiedniej. Fuck her! Jestem zawstydzona i zła. Za wszystkie razy, gdy ktoś łamał moją wolność i swobodę.
Ale poza tym dzień był piękny. Było słońce i dużo fal. A ja byłam na bardzo długim spacerze. Mimo tej dziury w stopie.
Przypomina mi się jak dużo się bałam. I jak mnie bolało. Stałam dziś gapiąc się w morze i zapragnęłam oddać mu cały ten strach i wszystko, co boli. Do końca wyprawy oddać mu to wszystko. Wszystko.

~
Jestem na Rugii. Tu jest pięknie. Szum wody i wiatr są tak głośne, że zagłuszają ludzi. Ale kojące są te odgłosy. Leżę w namiocie i słucham, i słucham. Namiot buja się od wiatru. Jest mi dobrze.
Już dobrze sobie radzę z ogarnianiem nowych campingów, gotowaniem w namiocie i takimi tam sprawami.
Trochę się jeszcze chilluję w śpiworze. A potem ruszam dalej. Na kolejny cypel wyspy.

~
Tu jest tyle ciszy. Na takich wyprawach milknie się coraz bardziej i głębiej. Tylko komary mnie jedzą!
~
Na Google zawsze moje trasy krócej wyglądają. A w rzeczywistości to jadę i jadę i jadę. Zatrzymuję się w sklepach i kupuje sushi box plus borówki i maliny. I wcinam. A potem wskakuje na rower i pędzę dalej. No bo wiem, że gdzieś tam chcę dojechać na camping i muszę zdążyć przed późnym wieczorem.

~
Jest taki moment w podróży, kiedy pozostaje jej się poddać. To taki moment, gdy nie szukam kolejnego miejsca, a pozwalam wszystkim miejscom przenikać mnie. Pozwalam im do mnie mówić. Pozwalam im pachnieć i mnie dotykać. I przemieniać.
~
Nie umiem opowiedzieć, ile piękna widzę jadąc rowerem. Ale tutaj. Tutaj to ścieżki rowerowe biegną tak malowniczymi trasami. Widać wodę, małe porty jachtowe, malutkie domki, wioski, stare kościoły, i znowu wodę, albo aleje kasztanów, jabłoni, brzóz.
~
Dzisiaj jadę jak żółwik i objadam się smakołykami po drodze. Zjadłam już szarlotkę, wypiłam kawę z Peru, zjadłam burgera z łososiem (taki vegan-wyjątek). No i już myślałam, że pomnę dalej, ale zobaczyłam po drodze napis domowe ciasto i urocze stoliki tuż nad skarpą, wiec zatrzymałam się!

~
W szumie drzew, zapachu igliwia, chropowatości szyszek jest wszystko, czego szukam. W byciu nie ma braku. W byciu jest dobrze.
Przypomina mi o nim bezkres morza i wiatr i deszcz. Krople uderzają w tropik namiotu. Przez małą szparkę w zapętlonych martwiących się pogodą myślach, dostrzegam bycie. Dźwięk kropli koi mnie.
Pozwalam, by natura zabierała mnie do domu. Do siebie. Do bycia.
~
Podróżowanie solo w nieznane miejsca z takim social anxiety jak ja mam to jakieś szaleństwo! Moje podróże powinny się nazywać: nieśmiała kulka w podróży.
~