Death Valley czyli Dolina Śmierci to bezkresnny pustynny obszar na pustyni Mojave. Znajduje się tam najniżej położony punkt (depresja) na półkuli zachodniej — 86 m p.p.m. Dolina otoczona jest przez pasmo górskie Panamint (najwyższy szczyt 3368 n.p.m.) Gdy tam byłam temperatura sięgała 44℃, piasek nagrzał się do 90℃, a na zewnątrz dało się wytrzymać najwyżej 20 minut. Przmierzałam te bezkresne i urokliwe tereny przy muzyce Sigur Ros.
~
Gdzieś pomiędzy piaszczysto skalistymi górami, bezkresnymi dolinami, nieutwardzonymi drogami i wielką pustką jest małe miasteczko. Mieszka tam zaledwie 500 osób, a otoczenie sprawia wrażenie jakby czas zatrzymał się tam dawno temu. Tutaj znajduję ostatnią kawodajnię na drodze do Death Valley. Ostatnia kawa przed śmiercią ma swoją cenę — całe 5 dolców za frappucino.

100 mil dalej wjeżdżam na teren Doliny Śmierci. Zakręty i pagórki dominują krajobraz.

~
Gdzieś w głębi pustkowia pojawia się oza. Jest benzyna, woda, piwo i cygara.

~
Badwater, czyli ta wspomniana już depresja (85 m p.p.m). Jest tu bardzo, bardzo ciepło. Cieplej niż wszędzie indziej — 48℃, a ile w słońcu to nie chcecie wiedzieć. Ta biała przestrzeń, to osadzona na dnie sól, pozostałość po jeziorze. Próbowałam, więc gwarantuję moimi kubkami smakowymi. Z jeziora pozostała jedynie większa kałuża. Bardzo słona kałuża.

~
A tutaj Artist’s Drive and Palette, czyli przepiękne pastelowe kolory okolicznych gór.

” Jest w pustyniach coś co mnie woła. Wzywa. Specyficzny stan ducha, umysłu, duszy. Nieosiągalny nigdzie indziej na ziemi. Ja w tym celu — w poszukiwaniu mojej tajemnicy — przemierzam pustynie. Wszystko jedno gdzie, małe czy duże – nieważne, ponieważ w każdym z tych miejsc dusza ludzka może wreszcie wyjść z ukrycia, wyplątać się z powszednich uwikłań i swobodnie rozprostować kości.”
— Wojciech Cejrowski